kronika2010-2011
  Spotkanie z ludźmi zesłanymi na Sybir i do III Rzeszy
 





           Dnia 05.04.2011r. mieliśmy zaszczyt gościć w murach naszego gimnazjum Panią Barbarę Wincewicz i Pana Wacława Bujniewicza. Czasy II wojny światowej były pełne lęku, strachu i obawy przed utratą bliskich. Jak każdemu z nas wiadomo bardzo ciężko było przetrwać, gdyż warunki życiowe były poniżej normy. Wszystko to jest jednak wiedzą zaczerpniętą z książek.  Dzisiaj rzadko spotyka się osoby, które przeżyły II wojnę światową i chciałyby podzielić się z innymi swoimi emocjami i refleksjami. Myślę, że poniższy wywiad jeszcze bardziej uświadomi nam i zobrazuje wydarzenia z przeszłości. Pierwsze pytania zostały skierowane do Pani Barbary Wincewicz. Pytania i odpowiedzi brzmiały następująco:
- Jak wyglądało Pani dzieciństwo, szkoły, do których Pani uczęszczała, gdzie Pani mieszkała w czasie swoich młodzieńczych lat?
- Pochodzę z Polski wschodniej. Przed wojną było to województwo nowogródzkie, natomiast obecnie jest to Białoruś niegdyś należąca do Polski. Domy za czasów mojej młodości były podobne do obecnie znajdujących się w Zakopanem. Na naszych terenach powstała partyzantka AK, a także partyzantka rosyjska wraz ze zbiegłymi Żydami z gett. Partyzantki te w późniejszych czasach walczyły między sobą. Obywatele rosyjscy zabierali wszystko ludziom, niszczyli ich domy, dobytek materialny. Po 1943 roku, miałam wtedy 7 lat, Niemcy zjawili się na naszych terenach i wszystkich wywozili do III Rzeszy. Bez względu na porę dnia przychodzili, wyganiali ludzi z domu i pędzili 16 km na stacje kolejowe. Mieliśmy 10 minut na zabranie jakichkolwiek rzeczy z domu. Wmawiali nam, iż zostajemy tylko przesiedleni i kiedyś tu powrócimy. Zapakowali nas w towarowe wagony i jechaliśmy 7 tygodni do Niemiec, bez żadnego pożywienia. Nikt nie mógł się nawet położyć. Warunki było okropne, cisnęliśmy się jak śledzie. Ciała zmarłych były bez szacunku wyrzucane na usypy kolejowe. Załatwiać potrzeby fizjologiczne trzeba było w małych szparach w podłodze wagonu. Głowy golono na łyso. Dotarliśmy do Bremy, a następnie gospodarze nas pozabierali. Moi rodzice pracowali u bardzo bogatego gospodarza, który miał młyn i oczyszczalnię zboża, a także 120 krów. Jedzenia nam nie brakowało. W gospodarstwie było nas pięcioro wraz z rodzicami. Ja wspólnie z moimi siostrami pomagałam w pracach domowych, np. obieranie ziemniaków, mycie naczyń, karmienie kur. Dzieciom w dzisiejszych czasach wydawać się to może niemożliwe. Pracowaliśmy od 5 rano do 22 w nocy. Pozostaliśmy tam 5 lat. Przebywając w towarzystwie gospodyni nauczyłam się biegle posługiwać językiem niemieckim, który pamiętam do dziś. Nie mogłam jako Polka uczęszczać do szkoły, gdyż byłam poniżana wśród rówieśników. Polacy uznawani byli za gorszą rasę, rasę podludzi, z którą Niemcy nie mogli utrzymywać bliższych kontaktów.
-Co było wtedy najgorsze? Bombardowania, warunki życia czy może stele towarzysząca niepewność o następny dzień życia?
- Najgorsze były maleńkie pokoje, bez żadnego ogrzewania w czasie najsurowszych zim. Gospodarz miał 18 pokoi, lecz łazienki nie było ani jednej. Myliśmy się w wielkich misach lub dzbanach. Nasi rodzice nie mieli nic do powiedzenia. To władza wyższa wydawała nam wszystkie rozkazy. Na szczęście naszą wioskę omijały samoloty, bombardowania, gdyż wszystko kierowane było na Berlin. Bardzo utkwiła mi w sercu sytuacja, kiedy mój tata więziony był przez 5 dni w ciemniej piwnicy, o chlebie i wodzie, tylko dlatego, iż nie chciał założyć, przyjąć rosyjskiej opaski z napisem OST. Zabraniano nam chodzić do kościoła i pogłębiać  wiarę katolicką.
-Wszystko ma swoje wady i zalety. Zapewne i wtedy zdarzały się chwile, które pozostawiły w sercu miłe wspomnienia.
- Miłe wspomnienia to wtedy, gdy wyzwolili nas Anglicy i trafiliśmy na rok do obozu, gdzie zaczęłam naukę od pierwszej klasy mając 10 lat , a był to rok 1945 uczęszczać do szkoły. W ciągu jednego roku zaliczyłam trzy klasy. Nauczyciele pochodzili z Warszawy i często mieli wyższe wykształcenie. Zabierali nas na wycieczki, dostawaliśmy paczki z Ameryki. Chcieliśmy wrócić do Polski, mimo iż byliśmy świadomi, że tamte tereny zabrali  Rosjanie. Udało nam się to 3. Maja 1946r. Tydzień czasu jechaliśmy do Szczecina. Trafiliśmy do Popielewa i wybudowaliśmy wszystko od podstaw. Tam zaczęłam znów pobierać nauki, lecz mym nauczycielem był ksiądz, który miał mniejszą wiedzę niż ja tę, którą zdobyłam w Niemczech.
-Czy Niemcy stosowali przemoc wobec  pracowników i jakie to były tortury?
- Mój tata był niezwykle spokojnym człowiekiem, dlatego też gospodarz był wobec niego miły i hojny. Jak ktoś się sprzeciwiał to był karany, zamykany przez policję na posterunku i znęcano się nad nim. Jeżeli ktoś się podporządkowywał ich poleceniom, nie było problemu. Bardzo boli mnie to, iż my jako poszkodowani Polacy dostaliśmy bardzo małe odszkodowania. Cały czas modlę się o to, by was nie spotkał taki los jak mnie za czasów młodości.
-Po tylu latach jak wspomina Pani okres II wojny światowej? Czy często powracają negatywne wspomnienia i turpistyczne obrazy pełne grozy?
-Zawsze. Za każdym razem kiedy mam coś powiedzieć o tamtych czasach pojawiają się wszystkie obrazy przed mymi oczami. W gardle czuję ogromną gulę, a w sercu smutek i żal.
          Swą wypowiedź Pani Barbara zakończyła stwierdzeniem, iż najlepiej abyśmy nie musieli przeżywać tego samego co niegdyś młodzi ludzie. Są to wydarzenia, które pozostawiają piętno w sercu na całe dalsze życie i nie pozwalają o sobie zapomnieć.
Kolejna seria pytań została skierowana do Pana Wacława Bujniewicza, który został zesłany na Syberię.
- Czy mógłby Pan opowiedzieć o swoim deportowaniu na Syberię?
-Pochodzę również z terenów wschodniej Polski. Miałem 10 lat, 10. Lutego 1940 roku NKWD wypędzało nas z domów i prowadziło do transportu, którym przez trzy tygodnie zmierzaliśmy na wschód. Po przyjeździe tam wyładowali nas z wagonów i wsadzili do sani, którymi jechaliśmy 500km. Mieszkaliśmy w barakach wybudowanych w 1920r. przez wywiezionych na tamte tereny Ukraińców. Żyłem w pokoju o wymiarach mniej więcej 3x4 metry z 26. innymi więźniami. Pracowaliśmy ciężko całymi dniami tnąc drzewa prowizorycznymi piłami. Do lasu chodziliśmy do czasu, gdy temp. nie przekraczała -40stopni. Śniegi w czasie zim sięgały do 2 metrów wysokości. Przydzielano nam 400g chleba dla pracujących, natomiast dzieciom 15g. Kiedy przyszła wiosna całe drzewo transportowane było na brzeg rzeki. Spływało one wzdłuż rzeki 300km… Wszędzie wtedy robiło się jedno wielkie bagno. Ziemia rozmarzała i nie można było się w ogóle poruszać, drogi zanikły. W lasach latały ogromne komary, a także najgorsze dla mnie weszki.  Nie mogę zapomnieć , kiedy mój brat umierał ostatnimi słowami, które wypowiedział były: ,, Dajcie mi chleba”. Można sobie wyobrazić jak wielki panował głód wśród zesłanych. Po zakończeniu wojny wszyscy znów zostaliśmy deportowani. Ja zostałem przeniesiony na Ukrainę. Po roku czasu w 1946r. przesiedliliśmy się w okolice Toporzyka. Ojciec uprawiał ziemię, było nam tu dobrze, więc pozostaliśmy do dziś. Rodzice moi już nie żyją.
-Jaka panowała atmosfera wśród skazanych na Sybir?
- Wszędzie po kilkadziesiąt kilometrów rozciągały się lasy. Ludzie czuli się przygnębieni, bezradni i bezsilni. Nie mogliśmy myśleć o ucieczce, bo gdzie?
-Czy wśród zesłanych zdarzały się kradzieże, np. chleba, który w tamtych czasach był tak wielką wartością?
- Tak, oczywiście. Głód był tak wielki, iż ludzie potrafili zabijać siebie wzajemnie, aby zdobyć pożywienie. Moja starsza ode mnie siostra chodziła aż 60 km po sól. Choć chciałbym wspomnieć, iż sama Syberia zimą jest piękna. Konary drzew pękają pod wpływem niskiej temperatury, śnieg skrzypi pod nogami, cała ziemia i drzewa pokryte są białą pierzyną.
-Z Pana opowieści wynika, iż były to trudne przeżycia. Czy czasami wraca jednak Pan wspomnieniami do tych ciężkich czasów?
-Ciągle, tego nie da się zapomnieć. Negatywne wspomnienia, głodówka, mnóstwo umierających z wycieńczenia organizmu ludzi, wielkie mrozy i nieogrzewane baraki. Czasy wojny są to wydarzenia najgorsze, których doświadczenia, z perspektywy czasu nie życzyłbym nikomu, nawet największemu wrogowi. Cieszcie się, że żyjecie w wolnej Polsce i możecie czerpać nauki od tak mądrych i wykształconych pedagogów.
         Tak właśnie wyglądała wyżej opisana, niezwykle interesująca rozmowa z Panią Wincewicz i Panem Bujniewicz. Ludziom w dzisiejszych czasach ciężko zrozumieć wydarzenia z przeszłości. Myślą, iż to co przeżyli nasi dziadkowie, pradziadkowie to po prostu fikcja a nie brutalna rzeczywistość. Sądzę, że przedstawiony wywiad jeszcze bardziej uświadomił nam wszystkim jaką tragedię przeżyli ludzie podczas II wojny światowej. To dzięki nim żyjemy teraz w wolnej Polsce. Musimy starać się, aby pamięć po nich nigdy nie zaginęła!
Napisała ucz.Justyna Łukaszewicz z kl.IIIE








 
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 26 odwiedzający (29 wejścia) tutaj!  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja